Walczymy o Maciusia
Nie wiem, co będzie dalej

mam ochotę zasnąć i obudzić się dopiero we środę...
Jak pisałam wyżej, Maciuś tuż przed 1 listopada pojechał na rutynową korekcję ząbków. Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Maciuś, generalnie zawsze bardzo szybko dochodził do siebie po zabiegu, a po dwóch dniach nie było w klatce patyczka, który nie obróciłby się w perzynę pod wpływem maciusiowych ząbków. Tym razem jednak było niby OK, ale troszkę jakby inaczej... Mijały kolejne doby a Maciuś, choć zielsko i siano wyjadał, biegał, skakał to jednak patyków nie ruszał, nawet ukochanego korzenia mniszka

kupek robił sporo jednak dość krótkich... Ale, myślę sobie może ma ząbki trochę pod innym kątem ścięte, może trochę mocniej niż zwykle i może potrzebuje trochę więcej czasu na dojście do siebie...
Nagle, 5 dni po korekcji we wtorek rano idę jak zwykle do pokoju Maciusia i widzę, że z misek przez noc nic nie ubyło!!! a w klatce nie ma ani jednej kupki!!!

Wte pędy więc za telefon umawiać się do PulsVet. Udało nam się dostać na wieczór na godz. 20 45... W ciągu dnia dokarmiliśmy Maciusia ze strzykawki, bo już ewidentnie nie zbliżał się nawet do jedzenia

Po wprowadzeniu go w znieczulenie okazało się, że w pyszczku jest jakaś masakra

jedna, wielka zainfekowana rana, głęboka i boląca jak cholera

nic dziwnego, że nie mógł bidulek jeść...

w dodatku na usg wyszły początki stłuszczenia wątroby
Wieści koszmarne!! Rana została oczyszczona z martwiczych tkanek, zabezpieczona. Maciuś dostał antybiotyk to podawania, Tramal i Loxicom, probityk oraz żel do pędzlowania pyszczka po każdym karmieniu

i oczywiście nakaz dokarmiania. Na kontrolę umówiliśmy się od razu na kolejną środę tj. 14 listopada. I zaczęła się walka...nakarmić Maciusia ze strzykawki to był jakiś horror, na szczęście leki podawać mu nie było tak źle

w ubiegłą sobotę Maciuś ruszył miski sam!! Zdecydowanie poprawiły mu się kupki, było ich więcej i były dłuższe. Zaczął dziesiątkować zawartość misek, nawet zabrał się za korzeń mniszka. Cały czas był jednak dokarmiany i miał podawane wszystkie leki. Skończył je we wtorek, a w środę 14 listopada przyjechaliśmy na kontrolę do PulsVet. Wszystko wyglądało dobrze, Maciuś wydawał się być w dobrej formie. Niestety, badanie w znieczuleniu nie przyniosło powodów do radości
Rana trochę się podgoiła ale nie zagoiła się zupełnie

podjęto decyzję o zmianie antybiotyku na taki, który zwalcza bakterie beztlenowe, oczyszczono ranę... Poza tym, Maciuś mimo, że już lepiej i więcej, to wciąż za mało je, stąd spowolniona perystaltyka i konieczne intensywne dokarmianie

Z pomocą przyszła nam dr Agata Godlewska, która zaproponowała, że przynajmniej przez
kilka najbliższych dni, w związku z poważnym stanem Maciusia i faktem, że dojeżdżamy z nim z Radomia, zabierze go do prowadzonego przez siebie hoteliku "Krecik" i tam mając go na oku, będzie go dokarmiać, podawać leki i obserwować jego stan. W razie pogorszenia, Maciuś szybciej trafi do lecznicy

To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu ale wiem, że najlepsza dla Maciusia... I tak Maciuś został w Warszawie a my tylko z kocykiem wróciliśmy do domu...
Na dzień dzisiejszy stan Maciusia jest stabilny, ładnie je ze strzykawki, przytył, sam coś podgryza ale za mało żeby odstawić dokarmianie. Zmiana wątroby jest niepokojąca... dziś dostanie kolejną dawkę antybiotyku na beztlenowce... serce mi pęka jak wchodzę do jego pokoju i widzę pustą klatkę

tak strasznie boję się co będzie dalej...
Przed chwilą dostałam sms od dr Agaty z info, że Maciuś ma wysoki cukier czyli to pewnie powód złego gojenia rany

czyli nawet śladowe ilości przysmaków potrafią się zemścić...
Spotykamy się we środę. Maciuś przyjedzie do lecznicy wcześniej, zostanie uśpiony i zbadany zostanie jego pysio. W zależności od wyników badania zapadnie decyzja, czy zostanie jeszcze w lecznicy czy wróci do domu i będzie dalej leczony.
Jestem załamana... nie śpię, nie jem, tak strasznie się o niego boję... oszaleję do środy...
Dam znać na bieżąco co i jak...